sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 12

Przegraliśmy półfinał, będzie mecz o trzecie miejsce. Dla mnie natomiast zaczynał się 3 miesiąc. Zaczęłam już wyglądać jak mini wersja kangurzycy, aż bałam się pomyśleć, co będzie dalej. Na domiar złego Aleks zmusił mnie, bym założyła jego klubową koszulkę na mecz. Mogiła...
- Zobacz, jak ja będę w tym wyglądać, pomyśl trochę. Strasznie grubo. Nie mogę założyć szalika Skry? - zapytałam z kwaśną miną.
- Nie możesz. I nie przesadzaj, wręcz rozkwitasz - uśmiechnął się.
- Nie słódź, nie słódź, bo wiesz, że to nie prawda - wytknęłam język.
- Też Cię kocham - cmoknął mnie w usta - No już, ubierz ją.
- No dooobra - w końcu się zgodziłam.

Mecz był naprawdę na wysokim poziomie, ale na szczęście wygraliśmy. Uśmiech z mojej twarzy nie schodził, widząc ich szczęście. To też po części był mój sukces - dzięki naszej pracy zajęcia adaptacyjne wypaliły.
- Gratuluję! - przytuliłam do siebie mojego brata.
- Dzięki - uśmiechnął się.
- Też miałeś w tym spory udział, nie przejmuj się - poklepałam go po plecach.
- Kocham cię, siostra - powiedział - Widzę, że maluch rośnie jak na drożdżach - wyszczerzył się.
- No nie, jeszcze ty, że gruba jestem. Zabiję Alka, jak Boga kocham - zaśmiałam się.
- I tak jesteś piękna - pstryknął mnie w nos.
- Atanasijević, podejdź no tu - zawołałam go.
- Co takiego? - uśmiechnął się diabelsko.
- Przez to, że założyłam tę koszulkę, mój brat dostrzega, jaka jestem gruba - prychnęłam śmiechem.
- No ale z ciążą ci do twarzy, kochanie - wymruczał do ucha.
- Ale i tak następną razem zakładam szalik i luźną tunikę, bo później już będę bardzo grubą kangurzycą - uśmiechnęłam się.
Zawołano ich na podium. Serce chciało mi wyjść z piersi z radości. Gdy otrzymali medale, podbiegłam do nich. Widziałam, że są bardzo szczęśliwi, choć wszyscy liczyli na wygraną. A impreza w hotelu trwała do rana.

Lot do Warszawy obył się w przyjemnej atmosferze, przejazd autokarem do Bełchatowa również. Wtedy przypomniałam sobie, że jestem umówiona na USG i możliwe, że da się ustalić płeć dziecka. Aleks oczywiście powiedział, że koniecznie musi iść ze mną.
Zanim weszliśmy do gabinetu, sporo czasu minęło. Ja, nie wiedząc czemu, strasznie się bałam. Nie wiedziałam co będzie. Z duszą na ramieniu, łapiąc Aleksa za rękę weszłam do gabinetu. Położyłam się na kozetkę. Lekarz posmarował mój brzuch zimną mazią i przystąpił do wykonywania badania. Po chwili zobaczyłam lekki uśmiech na twarzy lekarza.
- Chłopczyk. Krzepki i zdrowy chłopiec - oznajmił.
W oczach Aleksa pojawiły się łzy.
- I czego płaczesz? - zapytałam z uśmiechem. Po chwili jednak dołączyłam do niego.
- Kocham cię Oliwko, tak bardzo cię kocham. Dziękuję ci za to, że podarujesz mi taki skarb - mówił przez łzy Aleks.
- Ja też cię kocham. Ale on będzie także dzięki tobie - odrzekłam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
Wyszliśmy od doktora, podziękowaliśmy i poszliśmy na długi spacer.

Tymczasem Karol siedział w domu. Kiedy zadzwoniłam do niego informując, że będzie miał siostrzeńca. Powiedział, że wychowa go na swojego następcę. Ale nie tylko dlatego był tak szczęśliwy. Za chwilę miała przyjść do niego Klaudia. Zaprosił ją na kolację. Chciał jej powiedzieć, co do niej czuje. Usłyszał dzwonek do drzwi.
- Hej - powitał ją - Wejdź.
- Witaj - uśmiechnęła się.
Usiedli przy stole, gdzie Karol przygotował kolację. Tak, mój brat umie gotować. Jedli i patrzyli sobie w oczy. Jego zielone oczy zbiegały się z jej błękitem we wzroku.
- Smakowało Ci? - zapytał.
- Przepyszne - powiedziała.
- Muszę Ci coś powiedzieć. Wiesz, zawsze byłaś dla mnie wyjątkowa. I jesteś. Kiedy wyjechałaś, byłem przybity. Te cholerne Kielce nas rozdzieliły. Byłem z Patrycją, jednak nigdy o tobie nie zapomniałem. I chciałbym ci powiedzieć te dwa, a właściwie trzy słowa. Kocham Cię, Klaudia. Nie chcę by cokolwiek nas już rozdzieliło - wyznał. Dał jej prezent - przepiękny naszyjnik.
- Ja... ja też cię kocham - powiedziała nieśmiało i spuściła głowę. On uniósł jej podbródek do góry i spojrzał po raz kolejny w jej oczy, które tak uwielbiał. Ona, jakby nabierając odwagi, zaczęła go namiętnie całować.
- Tęskniłam za twoimi ustami. Pamiętasz? - puściła znacząco oczko.
- Jak bym mógł nie pamiętać. To z tobą przeżyłem swój pierwszy pocałunek, do tego zupełnie przypadkowo. Ale cieszę się z tego przypadku - przytulił ją do siebie.
Nagle zadzwonił  telefon. Był to lekarz prowadzący ciążę Patrycji.
- Słucham - powiedział.
- Panie Kłos, powiem od razu, z jednym z bliźniaków jest niedobrze. Wystąpiły komplikacje. Jak pan może, niech pan szybko przyjedzie. Wszystko panu wyjaśnię - odrzekł.
Karol pożegnał się i opadł blady na kanapę.
- Co się stało? - zapytała Klaudia.
- Z jednym z bliźniaków jest kiepsko, wystąpiły komplikacje. Proszę Cię, pojedziesz ze mną? Potrzebuję cię    - powiedział spanikowany z drżącymi ustami.
- Oczywiście, że pojadę. Nie panikuj, wszystko będzie dobrze - przytuliła go.
______________________________________________________________________________
Zeszły tydzień psychicznie odczułam, drugi z konkursem i dużym sprawdzianem w tle. Ale dobra, pocieszam się, że Mikołajki, urodziny mojej siostry i święta - to wszystko w grudniu.
Przepraszam, że skomplikowałam sytuację Karolowi. A miało być tak pięknie... Ale trochę tych zwrotów akcji jeszcze będzie.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Dobrze, że nie ma sielanki cały czas :D A zeszły tydzień był prawdziwą masakrą, nawał sprawdzianów itd. Przyszły nie będzie lepszy, no mikołajki fajnie, ale muszę jeszcze jakiś prezent znaleźć, a nie mam kompletnie pomysłu :D
    Byle do świąt :)

    OdpowiedzUsuń