Karol i Klaudia przyjechali do szpitala. Byli bardzo zdenerwowani. Karol robił się cały blady, podczas gdy Klaudia trzęsła się ze strachu. Wyszedł do nich lekarz prowadzący ciążę Patrycji.
- Poród się zaczął - oznajmił lekarz.
- Ale jaki poród. W szóstym miesiącu?! - krzyknął Karol.
- Panie Kłos, rozumiem pańskie zdenerwowanie, ale zrobimy wszystko, by dzieci przeżyły. Proszę się uspokoić, więcej informacji udzielimy za jakiś czas - powiedział lekarz i odszedł.
- Nie rozumiem, czemu on może być taki spokojny - burknęła Klaudia.
- Ja też, dzwonię do Oliwii - odrzekł Karol. O mało z nerwów nie upuścił telefonu.
Ja w tym czasie byłam z Alkiem w parku. Usłyszałam dzwonek telefonu.
- Hej, co się stało? - zapytałam.
- Oli, Patrycja jest w szpitalu, rodzi - powiedział, a właściwie wydukał mój brat.
- Jak to rodzi, zostały jeszcze trzy miesiące. Nic nie mów, zaraz będę - powiedziałam zdenerwowana.
Aleks odruchowo złapał mnie za rękę, widząc, że jestem ogarnięta niepokojem. Niepokój - za mało powiedziane. Strachem.
- Jedziemy do szpitala, Patrycja rodzi o trzy miesiące za wcześnie, nie wiadomo, czy dzieciaki przeżyją - powiedziałam ciężko oddychając.
- Chodź, nie ma co czekać, jedziemy - rzekł Aleks i szybko poszliśmy do samochodu.
Po piętnastu minutach byliśmy na porodówce.
Widząc tak zaniepokojonego Karola, zaczęłam się jeszcze bardziej martwić. Klaudia zresztą też wyglądała nie za ciekawie. Po cichu płakała - miała podpuchnięte oczy.
- Karol, do cholery, co dokładnie jest? - zapytałam.
- Mogą nie przeżyć, rozumiesz? - szepnął zdyszany z nerwów.
Przytuliłam ich. Miałam ochotę wkroczyć na porodówkę i coś zrobić, byleby uratować moich bratanków. Każdy niecierpliwie chodził po korytarzu oddziału porodowego. W końcu wyszedł lekarz.
- Proszę państwa - zwrócił się do nas - dziewczynka jest silna i się trzyma, natomiast chłopiec... nie wiadomo, czy urodzi się żywy. Z panią Patrycją też jest niedobrze, tętno spada. Za chwilę powinien się skończyć poród, poinformuję o stanie dzieci i pani Patrycji - powiedział ginekolog i szybko pobiegł do sali.
Ta informacja zupełnie dobiła Karola. Z oczu leciały mu pojedyncze łzy. Wtedy żałowałam, że nie miałam przy sobie leków uspokajających, widząc jak Karolowi i Klaudii by się przydały. Nie próbowałam ich nawet uspokajać. Wiedziałam, że i tak to nic nie da. Przyniosłam im tylko po herbacie. I ja to przeżywałam. W końcu i ja źle się poczułam i skutek był taki, że zabrano mnie na badania. Na szczęście po kilkunastu minutach powiedziano mi, że to ze zdenerwowania i odesłali mnie na korytarz z przykazaniem, bym się nie denerwowała. Ale jak?
W końcu ginekolog przekazał ważną wiadomość.
- Dziewczynka urodziła się, jest obecnie w inkubatorze. Natomiast chłopiec... Nie żyje, nie udało się nam go uratować. Bardzo mi przykro. Zechce pan zobaczyć córkę? A i pani Patrycja nalega, by pan przyszedł.
- Dobrze. Niech już pójdzie - powiedział Karol. Lekarz zgodnie z wolą mojego brata poszedł. A potem zaczął się płacz. Po raz pierwszy od dziecka widziałam, jak Karol płacze. Jego oczy, tak jak i Klaudii, były czerwone od płaczu. Aleksowi zaczęły lecieć pojedyncze łzy, natomiast ja już zaczęłam ryczeć jak bóbr.
- Idziesz do Patrycji? - zapytałam, przytulając mojego brata.
Karol kiwnął głową i poszliśmy do sali, w której leżała Patrycja.
- Cieszę się, że jesteście - powiedziała słabym głosem Patrycja.
- O czym chciałaś z nami rozmawiać? - zapytałam.
- Mnie za chwilę nie będzie na tym świecie. Tak jak naszego synka, Karol. Na początku chciałam Was wszystkich przeprosić. Za wszystkie krzywdy. Wiem, że byłam potworną jędzą. Jeszcze taka prośba do Ciebie, Karol. Proszę Ciebie i Klaudię, wychowajcie małą na porządnego człowieka. Wiem, że na was mogę w tej kwestii liczyć. Nic innego się dla mnie nie liczy, niech mała będzie szczęśliwa. Będę tam o was pamiętać - powiedziała i zamknęła oczy. Tętna już nie było. Zostaliśmy wyproszeni z sali.
- To dla mnie za wiele - zdążyłam powiedzieć i zemdlałam.
Tymczasem Karol z Klaudią poszli odwiedzić córkę. W inkubatorach było pełno płaczących dzieci, niektóre zapewne tęskniące za rodzicami. Zauważyliśmy tabliczkę z danymi Karola i Patrycji, która tylko widziała swoją córkę przez pięć minut i zmarła. Usiedli obok inkubatora.
- Śliczna - uśmiechnął się Karol przez łzy. Włożył rękę w kierunku dziewczynki, ta zaś zacisnęła piąstkę na palcu swojego taty. Była podłączona mnóstwem kabelków do aparatury.
- Widać że Twoja - Klaudia przytuliła się do niego.
- Nasza - kiwnął głową.
Lekarz podszedł do nich.
- Bardzo państwu współczuję z powodu śmieci synka, ale chciałbym wiedzieć, czy wybrali państwo imię dla córki? - zapytał.
- Tak. Patrycja - przejęła inicjatywę Klaudia. Karol spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Dobrze, mam zapisać Patrycja Kłos - upewnił się lekarz.
Oboje kiwnęli głową.
- Klaudia, zdecydowałaś się na to imię? - zapytał Karol i pocałował ją w czoło.
- Tak, niby była moją rywalką, ale oddała swoje życie w imię życia naszej córeczki. Poza tym to ona jest jej biologiczną matką i trzeba upamiętnić jej istnienie. Doszłam do wniosku, że najlepiej imieniem - powiedziała z łzami w oczach Klaudia.
- Wiesz, mocno was obie kocham. Ciebie i naszą córkę - ponownie ją przytulił.
- Ja was też kocham. Bardzo bardzo - powiedziała - Patrycjo Kłos, witamy na świecie - powiedzieli oboje płaczliwym szeptem.
__________________________________________________________________________
Rozpisałam się o_O. Ale już miałam rozdział wyreżyserowany w głowie, także pisaaaałam i pisaaaałam. Powoli zbliżamy się do końca, a ja zyskałam pomysł na kolejne, trzecue opowiadanie.
Zapraszam jeszcze na http://to-co-dobre-jest.blogspot.com
PS: Święta niedługo, czujecie to? ;D
- Poród się zaczął - oznajmił lekarz.
- Ale jaki poród. W szóstym miesiącu?! - krzyknął Karol.
- Panie Kłos, rozumiem pańskie zdenerwowanie, ale zrobimy wszystko, by dzieci przeżyły. Proszę się uspokoić, więcej informacji udzielimy za jakiś czas - powiedział lekarz i odszedł.
- Nie rozumiem, czemu on może być taki spokojny - burknęła Klaudia.
- Ja też, dzwonię do Oliwii - odrzekł Karol. O mało z nerwów nie upuścił telefonu.
Ja w tym czasie byłam z Alkiem w parku. Usłyszałam dzwonek telefonu.
- Hej, co się stało? - zapytałam.
- Oli, Patrycja jest w szpitalu, rodzi - powiedział, a właściwie wydukał mój brat.
- Jak to rodzi, zostały jeszcze trzy miesiące. Nic nie mów, zaraz będę - powiedziałam zdenerwowana.
Aleks odruchowo złapał mnie za rękę, widząc, że jestem ogarnięta niepokojem. Niepokój - za mało powiedziane. Strachem.
- Jedziemy do szpitala, Patrycja rodzi o trzy miesiące za wcześnie, nie wiadomo, czy dzieciaki przeżyją - powiedziałam ciężko oddychając.
- Chodź, nie ma co czekać, jedziemy - rzekł Aleks i szybko poszliśmy do samochodu.
Po piętnastu minutach byliśmy na porodówce.
Widząc tak zaniepokojonego Karola, zaczęłam się jeszcze bardziej martwić. Klaudia zresztą też wyglądała nie za ciekawie. Po cichu płakała - miała podpuchnięte oczy.
- Karol, do cholery, co dokładnie jest? - zapytałam.
- Mogą nie przeżyć, rozumiesz? - szepnął zdyszany z nerwów.
Przytuliłam ich. Miałam ochotę wkroczyć na porodówkę i coś zrobić, byleby uratować moich bratanków. Każdy niecierpliwie chodził po korytarzu oddziału porodowego. W końcu wyszedł lekarz.
- Proszę państwa - zwrócił się do nas - dziewczynka jest silna i się trzyma, natomiast chłopiec... nie wiadomo, czy urodzi się żywy. Z panią Patrycją też jest niedobrze, tętno spada. Za chwilę powinien się skończyć poród, poinformuję o stanie dzieci i pani Patrycji - powiedział ginekolog i szybko pobiegł do sali.
Ta informacja zupełnie dobiła Karola. Z oczu leciały mu pojedyncze łzy. Wtedy żałowałam, że nie miałam przy sobie leków uspokajających, widząc jak Karolowi i Klaudii by się przydały. Nie próbowałam ich nawet uspokajać. Wiedziałam, że i tak to nic nie da. Przyniosłam im tylko po herbacie. I ja to przeżywałam. W końcu i ja źle się poczułam i skutek był taki, że zabrano mnie na badania. Na szczęście po kilkunastu minutach powiedziano mi, że to ze zdenerwowania i odesłali mnie na korytarz z przykazaniem, bym się nie denerwowała. Ale jak?
W końcu ginekolog przekazał ważną wiadomość.
- Dziewczynka urodziła się, jest obecnie w inkubatorze. Natomiast chłopiec... Nie żyje, nie udało się nam go uratować. Bardzo mi przykro. Zechce pan zobaczyć córkę? A i pani Patrycja nalega, by pan przyszedł.
- Dobrze. Niech już pójdzie - powiedział Karol. Lekarz zgodnie z wolą mojego brata poszedł. A potem zaczął się płacz. Po raz pierwszy od dziecka widziałam, jak Karol płacze. Jego oczy, tak jak i Klaudii, były czerwone od płaczu. Aleksowi zaczęły lecieć pojedyncze łzy, natomiast ja już zaczęłam ryczeć jak bóbr.
- Idziesz do Patrycji? - zapytałam, przytulając mojego brata.
Karol kiwnął głową i poszliśmy do sali, w której leżała Patrycja.
- Cieszę się, że jesteście - powiedziała słabym głosem Patrycja.
- O czym chciałaś z nami rozmawiać? - zapytałam.
- Mnie za chwilę nie będzie na tym świecie. Tak jak naszego synka, Karol. Na początku chciałam Was wszystkich przeprosić. Za wszystkie krzywdy. Wiem, że byłam potworną jędzą. Jeszcze taka prośba do Ciebie, Karol. Proszę Ciebie i Klaudię, wychowajcie małą na porządnego człowieka. Wiem, że na was mogę w tej kwestii liczyć. Nic innego się dla mnie nie liczy, niech mała będzie szczęśliwa. Będę tam o was pamiętać - powiedziała i zamknęła oczy. Tętna już nie było. Zostaliśmy wyproszeni z sali.
- To dla mnie za wiele - zdążyłam powiedzieć i zemdlałam.
Tymczasem Karol z Klaudią poszli odwiedzić córkę. W inkubatorach było pełno płaczących dzieci, niektóre zapewne tęskniące za rodzicami. Zauważyliśmy tabliczkę z danymi Karola i Patrycji, która tylko widziała swoją córkę przez pięć minut i zmarła. Usiedli obok inkubatora.
- Śliczna - uśmiechnął się Karol przez łzy. Włożył rękę w kierunku dziewczynki, ta zaś zacisnęła piąstkę na palcu swojego taty. Była podłączona mnóstwem kabelków do aparatury.
- Widać że Twoja - Klaudia przytuliła się do niego.
- Nasza - kiwnął głową.
Lekarz podszedł do nich.
- Bardzo państwu współczuję z powodu śmieci synka, ale chciałbym wiedzieć, czy wybrali państwo imię dla córki? - zapytał.
- Tak. Patrycja - przejęła inicjatywę Klaudia. Karol spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Dobrze, mam zapisać Patrycja Kłos - upewnił się lekarz.
Oboje kiwnęli głową.
- Klaudia, zdecydowałaś się na to imię? - zapytał Karol i pocałował ją w czoło.
- Tak, niby była moją rywalką, ale oddała swoje życie w imię życia naszej córeczki. Poza tym to ona jest jej biologiczną matką i trzeba upamiętnić jej istnienie. Doszłam do wniosku, że najlepiej imieniem - powiedziała z łzami w oczach Klaudia.
- Wiesz, mocno was obie kocham. Ciebie i naszą córkę - ponownie ją przytulił.
- Ja was też kocham. Bardzo bardzo - powiedziała - Patrycjo Kłos, witamy na świecie - powiedzieli oboje płaczliwym szeptem.
__________________________________________________________________________
Rozpisałam się o_O. Ale już miałam rozdział wyreżyserowany w głowie, także pisaaaałam i pisaaaałam. Powoli zbliżamy się do końca, a ja zyskałam pomysł na kolejne, trzecue opowiadanie.
Zapraszam jeszcze na http://to-co-dobre-jest.blogspot.com
PS: Święta niedługo, czujecie to? ;D
Świetny! :) Święta nie mogę się doczekać, nareszcie wolne! Szkoła mnie niszczy, ale damy radę! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.