piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 15

Szybko pobiegliśmy do sali nr. 32, która znajdowała się na pierwszym piętrze. Łzy zasłaniały mi pole widzenia. Karol miał trupioblady kolor twarzy. Aleks i Klaudia trzymając Małą patrzyli z niepokojem w stronę drzwi.
Czas, w jakim docieraliśmy do sali wydawał mi się wiecznością. W końcu jednak dotarliśmy. Mama leżała podłączona do mnóstwa dziwnych kabelków.
- I jak? Co się dzieje? - zapytałam.
- Pani Kłos miała poważną arytmię serca, o której nie wiedziała, a może zignorowała. Miała sporo problemów w swoim życiu i to objawiło się zawałem. Przeszła kilkugodzinną operację. Uszkodzenia aorty - wyjaśnił.
- Jak to kilkugodzinną? - zwróciłam się do taty - I powiedziałeś nam dopiero teraz?
- Nie chciałem was denerwować. Ty jesteś w ciąży, masz studia, a Karol jeździ na mecze i też się uczy.
- Kurczę, tato, nie możemy się dowiedzieć o... - krzyknęłam, jednak Karol mi przerwał.
- Uspokój się Oliwka. I nie tak wybuchowo - objął mnie. No jak można niby spokojniej, co? Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, czy ja powinnam być psychologiem, i myślę, czy mi się taki psycholog by nie przydał. Ale specjalizacja sportowa, natura wygranej i przegranej, czyli nie powinnam mieć "pacjentów" z problemami natury bardzo osobistej.
- A czym była spowodowana ta arytmia? - zapytał już ciszej mój brat.
- Czy pańska matka uprawiała w młodości sport? - zapytał lekarz.
Karol kiwnął twierdząco głową.
- Możliwe, że miała jakąś małą wadę już w dzieciństwie, a przez sport się pogłębiała. No a teraz przez nerwy jest jeszcze gorzej - no tak, znaliśmy już przyczynę.
- To przeze mnie - szepnął Karol sam do siebie, jednak ja to usłyszałam.
- To nie jest przez ciebie. To po prostu się stało. Mama się przejmowała wszystkim. A dzieckiem się każdy przejął - powiedziałam cicho i przytuliłam go.
- Przepraszam, wybudziła się - lekarz pośpiesznie wszedł do mamy. Mama dziwnie szybko się wybudziła, ale to dobrze. Ciche uśmiechy pojawiły się na naszych twarzach. Wciąż bowiem nie było wiadomo, czy mama w pełni wyzdrowieje.
Po chwili lekarz wyszedł z sali.
- Mówi, że chciałaby się z wami zobaczyć. Zapraszam - wskazał ręką na wejście do sali.
Mama leżała słaba na łóżku. Mimo braku siły uśmiechnęła się lekko.
- Dzieci, chcę wam coś wyjaśnić - zaczęła - Ja wiedziałam o tej arytmii, ale ją zignorowałam. Myślałam, że nie jest tak poważna - wyznała mama.
- Ale żadnej arytmii nie można ignorować, bez względu na to, czy jest poważna czy nie. Powinnaś się leczyć - odrzekłam.
- Teraz zrozumiałam, że nie jestem człowiekiem ze stali i że zdrowie trzeba chronić - powiedziała mądrze mama. Do tej pory w ogóle nie dbała o zdrowie. Ważniejsze były dla niej problemy.
- Mamo, obiecaj nam, że będziesz leczyć serce - powiedział Karol.
- Obiecuję - rzekła cicho mama.
- Musimy pani wykonać badania - powiedział lekarz. My niestety musieliśmy wyjść. Pożegnaliśmy się z mamą.

Luty:
Zaczęły się ostatnie, gorączkowe przygotowania do ślubu. Ostatnie miesiące sprawiły, że nie mieliśmy do tego głowy. Dopiero co kupiliśmy suknię, a Aleks nie miał jeszcze smokingu. Na szczęście dwie najważniejsze części, czyli kościół i salę weselną mieliśmy załatwione. Rodzice się martwili, czy oby na pewno ze wszystkim zdążymy, jednak wierzyłam, że nam się uda. Szósty miesiąc ciąży mijał bardzo spokojnie. Wszyscy się starali, bym miała jak najmniej stresu. Wiedzieli, że sam ślub jest źródłem wielu radości, ale i zmartwień.
Mama była rehabilitowana. Przez zawał, który przeszła w styczniu nie była tak sprawna jak wcześniej. Frustrowało ją to, ale widziałam, ile ma w sobie motywacji. Powiedziała, że marzy o tym, by zaszaleć na naszych ślubach, moim i Karola i że to właśnie to sprawia, że nie zrezygnowała.
Klaudia z Karolem również chcieli ustalić datę ślubu. Im się nie śpieszyło. Uznali, że mają czas. Poczuli jednak potrzebę trwałego połączenia ich związku.
Moje rozmyślania przerwał Karol, który wpadł do mieszkania jak proca.
- 15 czerwca 2013 roku weźmiemy ślub - krzyknął już na starcie. Za nim weszła równie szczęśliwa Klaudia.
- Ciszej trochę, bo Patkę obudzicie. A tak w ogóle, to się cholernie cieszę - przytuliłam ich do siebie.
- I jeszcze coś - szepnęła Klaudia. Chyba wiem, o co chodzi.
- No mów - ponaglałam ją z uśmiechem.
- Jestem w ciąży - ogłosiła Klaudia. Bingo.
- Patka będzie mieć rodzeństwo - dodał zachwycony Karol.
- To wiem, bo nie ciotką - zaczęłam się śmiać. Ciąża na mnie dziwnie działała - Gratuluję wam, chyba lepszej wiadomości wymarzyć sobie nie można wymarzyć - objęłam ich.
- No nie można - zgodnie przyznali.
_______________________________________________________________________
Rozdział i epilog, już tak niedużo zostało. A mi przerwa świąteczna po części schrzaniona przepisywaniem zeszytu. A miałam nadzieję, że będę mieć święty spokój. :D

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych!

Dziś troszkę inny post!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym Wam, moim czytelnikom życzyć, zdrowych, wesołych i siatkarskich Świąt Bożego Narodzenia. Smacznych potraw, no i żeby poszło nie w biodra, ale w piersi. ;DD

Dziękuję Wam za to, że jesteście dalej ze mną, czytacie moje opowiadania. Jest mi niezmiernie miło. :)
Rozdział będzie po świętach. ;p

środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 14

Trzy tygodnie później Mała już była z nami w domu. Nie obywało się bez wizyt pielęgniarki ze względu na to, że Patka urodziła się jako wcześniak. Karol z Klaudią opiekowali się nią najlepiej jak umieli. Szło im naprawdę dobrze, mimo, że oboje bywali bardzo zmęczeni. Ja z Aleksem starałam się im pomóc w miarę możliwości. Kiedy Klaudia szła na wykłady, a Karol na trening, ja opiekowałam się Małą. To było dla mnie samej przygotowanie do macierzyństwa. Tuż po porodzie pochowaliśmy chłopczyka. Karol nie chciał na to patrzeć. Stracił kogoś, kogo kochał już od małego w brzuchu mamy. Patrycja została pochowana trzy dni później. Podczas pogrzebu obiecaliśmy jej rodzicom, mieszkającym za granicą, że podczas ich przyjazdu będą mogli się widzieć z wnuczką.
Aleks szalał z powodu dziecka. Ze swoich oszczędności kupił duże mieszkanie, do którego mieliśmy się niedługo przeprowadzić. Powiedział też, że jego syn zostanie siatkarzem, jak on sam. Widać u niego było nakręcenie i podekscytowanie. Ponadto ustaliliśmy datę ślubu. Zastanawiałam się, czy nie zbyt szybko, bo w czerwcu. A był styczeń.
- Cześć Lisie - zawołał Aleks, który właśnie wrócił z treningu - Patka jest u nas? - pytanie retoryczne. Od razu podbiegł do nas. Ja trzymałam Małą na rękach.
- Wygląda na to, że ona się woli ze mną bawić. Chciałam ją położyć spać, ale ona zamiast grzecznie usnąć, cały czas marudzi. A ma zaspane oczka, ślepa nie jestem, prawda - wyszczerzyłam się. Chyba instynkt macierzyński w ostatnim czasie mi się wyostrzył.
- Daj mi ją, wujcio Aleks ją ulula - uśmiechnął się. Rzeczywiście, Patrycja usnęła w okamgnieniu.
- Zaskoczyłeś mnie. Myślę, że będziesz etatowym usypiaczem naszego synka - uśmiechnęłam się.
- Zgadzam się - odpowiedział i cmoknął mnie w czoło.
Nagle poczułam przeszywający ból brzucha.
- Co się dzieje? - zapytał Aleks.
- Kopie, auć - grymas bólu był widoczny na mojej twarzy. Jeśli chcesz namiastkę tego co ja czuję, to wystarczy, że położysz rękę na moim brzuchu - pociągnęłam jego dłoń i położyłam na swoim brzuchu.
Mały mocno kopał i nie zanosiło się na to, by przestał. W końcu jednak nadeszła ta chwila.
- Coś czuję, że mały to piłkarzem zostanie, a nie siatkarzem - zaśmiałam się.
- A może on tak rączkami? - zamyślił się teatralnie mój narzeczony.
Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać. Niestety, mała się obudziła i trzeba było ją od nowa usypiać.

Karol z Klaudią szli, trzymając się za ręce. Idąc przez bełchatowski park, wspominając to co było i myśląc o tym, co będzie. Karol trzymał w ręce pudełeczko z pierścionkiem. Włożył je do kieszeni. Zupełnie nie wiedział, jak się zachować. Tłumaczyłam mu, że powinien się odważyć. Zbierał się z tym od miesiąca. Wziął głęboki oddech.
- Choć tam - wskazał i pobiegli w tamtą stronę, trzymając się za ręce.
Karol zaczął swoją przemowę.
- Wiesz, zbierałem się z tym długo. Ale splot nieoczekiwanych wydarzeń sprawił, że jest teraz. Zmarł nasz synek, zmarła Patrycja, wszystko zaczęło się zmieniać. Miały być kolacja, kwiaty, jest zwykły, szary, bełchatowski park. Nasza ulubiona ławka. Nie jest to tak, jak sobie wymarzyłem. Ale ważni w tej chwili jesteśmy my. A więc Klaudio - uklęknął - czy zostaniesz moją żoną?
Oczy Klaudii zrobiły się wielkości pięciozłotówek.
- Ja... tak, oczywiście, że tak - wzruszyła się i wtuliła się w jego tors - Kocham cię - kontynuowała.
- Ja Ciebie też - szepnął i cmoknął ją w głowę.
- Kolację jeszcze sobie odbijemy - stwierdziła Klaudia - Wracamy, zimno trochę? - potem zapytała.
- Rzeczywiście zimno, dziwię się, że nie poczułem. A wiem, Twoje serducho mnie grzało - uśmiechnął się najserdeczniej jak tylko potrafił - Ciekawe jak Aleks z Oli sobie radzą? - zamyślił się.
- Na pewno dobrze - na twarzy Klaudii pojawił się uśmiech.
Wzięli się za ręce i pognali do domu.

Ja i Aleks usnęliśmy na kanapie przed telewizorze. Usłyszałam jakieś przekręcanie zamka. Domyśliłam się, że to Karol z Klaudią, więc automatycznie wstałam. Wrócili uśmiechnięci. Miałam przeczucie, że stało się coś wyjątkowego. I się stało. Klaudia pokazała mi pierścionek, a ja poklepałam mojego brata po plecach.
Po naszych głośnych rozmowach obudzili się Aleks i Patrysia. Nagle zadzwonił mój telefon. To był tata.
- Cześć Oliwko, źle jest - powiedział na wydechu tata.
- Ale co się stało? - zapytałam i przy okazji przełączyłam na funkcję głośnomówiącą.
- Mama miała zawał. Rozległy - odpowiedział tata.
Podał nam szybko adres szpitala, a my, nie patrząc na godzinę, pojechaliśmy do szpitala. Kiedy wyjechaliśmy, tata ponownie zadzwonił.
- Mama jest operowana, lekarze mówią, że może nie powrócić do zdrowia.
_________________________________________________________________________
Krótko, wiem, ale ostatni tydzień jest dosyć pracowity, poza tym późno wracam do domu, kip kolm ęd drałuj 4 km do domu. ;D
Będzie dłuższy, spokojnie ^^

piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 13

Karol i Klaudia przyjechali do szpitala. Byli bardzo zdenerwowani. Karol robił się cały blady, podczas gdy Klaudia trzęsła się ze strachu. Wyszedł do nich lekarz prowadzący ciążę Patrycji.
- Poród się zaczął - oznajmił lekarz.
- Ale jaki poród. W szóstym miesiącu?! - krzyknął Karol.
- Panie Kłos, rozumiem pańskie zdenerwowanie, ale zrobimy wszystko, by dzieci przeżyły. Proszę się uspokoić, więcej informacji udzielimy za jakiś czas - powiedział lekarz i odszedł.
- Nie rozumiem, czemu on może być taki spokojny - burknęła Klaudia.
- Ja też, dzwonię do Oliwii - odrzekł Karol. O mało z nerwów nie upuścił telefonu.
Ja w tym czasie byłam z Alkiem w parku. Usłyszałam dzwonek telefonu.
- Hej, co się stało? - zapytałam.
- Oli, Patrycja jest w szpitalu, rodzi - powiedział, a właściwie wydukał mój brat.
- Jak to rodzi, zostały jeszcze trzy miesiące. Nic nie mów, zaraz będę - powiedziałam zdenerwowana.
Aleks odruchowo złapał mnie za rękę, widząc, że jestem ogarnięta niepokojem. Niepokój - za mało powiedziane. Strachem.
- Jedziemy do szpitala, Patrycja rodzi o trzy miesiące za wcześnie, nie wiadomo, czy dzieciaki przeżyją - powiedziałam ciężko oddychając.
- Chodź, nie ma co czekać, jedziemy - rzekł Aleks i szybko poszliśmy do samochodu.
Po piętnastu minutach byliśmy na porodówce.

Widząc tak zaniepokojonego Karola, zaczęłam się jeszcze bardziej martwić. Klaudia zresztą też wyglądała nie za ciekawie. Po cichu płakała - miała podpuchnięte oczy.
- Karol, do cholery, co dokładnie jest? - zapytałam.
- Mogą nie przeżyć, rozumiesz? - szepnął zdyszany z nerwów.
Przytuliłam ich. Miałam ochotę wkroczyć na porodówkę i coś zrobić, byleby uratować moich bratanków. Każdy niecierpliwie chodził po korytarzu oddziału porodowego. W końcu wyszedł lekarz.
- Proszę państwa - zwrócił się do nas - dziewczynka jest silna i się trzyma, natomiast chłopiec... nie wiadomo, czy urodzi się żywy. Z panią Patrycją też jest niedobrze, tętno spada. Za chwilę powinien się skończyć poród, poinformuję o stanie dzieci i pani Patrycji - powiedział ginekolog i szybko pobiegł do sali.
Ta informacja zupełnie dobiła Karola. Z oczu leciały mu pojedyncze łzy. Wtedy żałowałam, że nie miałam przy sobie leków uspokajających, widząc jak Karolowi i Klaudii by się przydały. Nie próbowałam ich nawet uspokajać. Wiedziałam, że i tak to nic nie da. Przyniosłam im tylko po herbacie. I ja to przeżywałam. W końcu i ja źle się poczułam i skutek był taki, że zabrano mnie na badania. Na szczęście po kilkunastu minutach powiedziano mi, że to ze zdenerwowania i odesłali mnie na korytarz z przykazaniem, bym się nie denerwowała. Ale jak?
W końcu ginekolog przekazał ważną wiadomość.
- Dziewczynka urodziła się, jest obecnie w inkubatorze. Natomiast chłopiec... Nie żyje, nie udało się nam go uratować. Bardzo mi przykro. Zechce pan zobaczyć córkę? A i pani Patrycja nalega, by pan przyszedł.
- Dobrze. Niech już pójdzie - powiedział Karol. Lekarz zgodnie z wolą mojego brata poszedł. A potem zaczął się płacz. Po raz pierwszy od dziecka widziałam, jak Karol płacze. Jego oczy, tak jak i Klaudii, były czerwone od płaczu. Aleksowi zaczęły lecieć pojedyncze łzy, natomiast ja już zaczęłam ryczeć jak bóbr.
- Idziesz do Patrycji? - zapytałam, przytulając mojego brata.
Karol kiwnął głową i poszliśmy do sali, w której leżała Patrycja.
- Cieszę się, że jesteście - powiedziała słabym głosem Patrycja.
- O czym chciałaś z nami rozmawiać? - zapytałam.
- Mnie za chwilę nie będzie na tym świecie. Tak jak naszego synka, Karol. Na początku chciałam Was wszystkich przeprosić. Za wszystkie krzywdy. Wiem, że byłam potworną jędzą. Jeszcze taka prośba do Ciebie, Karol. Proszę Ciebie i Klaudię, wychowajcie małą na porządnego człowieka. Wiem, że na was mogę w tej kwestii liczyć. Nic innego się dla mnie nie liczy, niech mała będzie szczęśliwa. Będę tam o was pamiętać - powiedziała i zamknęła oczy. Tętna już nie było. Zostaliśmy wyproszeni z sali.
- To dla mnie za wiele - zdążyłam powiedzieć i zemdlałam.

Tymczasem Karol z Klaudią poszli odwiedzić córkę. W inkubatorach było pełno płaczących dzieci, niektóre zapewne tęskniące za rodzicami. Zauważyliśmy tabliczkę z danymi Karola i Patrycji, która tylko widziała swoją córkę przez pięć minut i zmarła. Usiedli obok inkubatora.
- Śliczna - uśmiechnął się Karol przez łzy. Włożył rękę w kierunku dziewczynki, ta zaś zacisnęła piąstkę na palcu swojego taty. Była podłączona mnóstwem kabelków do aparatury.
- Widać że Twoja - Klaudia przytuliła się do niego.
- Nasza - kiwnął głową.
Lekarz podszedł do nich.
- Bardzo państwu współczuję z powodu śmieci synka, ale chciałbym wiedzieć, czy wybrali państwo imię dla córki? - zapytał.
- Tak. Patrycja - przejęła inicjatywę Klaudia. Karol spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Dobrze, mam zapisać Patrycja Kłos - upewnił się lekarz.
Oboje kiwnęli głową.
- Klaudia, zdecydowałaś się na to imię? - zapytał Karol i pocałował ją w czoło.
- Tak, niby była moją rywalką, ale oddała swoje życie w imię życia naszej córeczki. Poza tym to ona jest jej biologiczną matką i trzeba upamiętnić jej istnienie. Doszłam do wniosku, że najlepiej imieniem - powiedziała z łzami w oczach Klaudia.
- Wiesz, mocno was obie kocham. Ciebie i naszą córkę - ponownie ją przytulił.
- Ja was też kocham. Bardzo bardzo - powiedziała - Patrycjo Kłos, witamy na świecie - powiedzieli oboje płaczliwym szeptem.
__________________________________________________________________________
Rozpisałam się o_O. Ale już miałam rozdział wyreżyserowany w głowie, także pisaaaałam i pisaaaałam. Powoli zbliżamy się do końca, a ja zyskałam pomysł na kolejne, trzecue opowiadanie.
Zapraszam jeszcze na http://to-co-dobre-jest.blogspot.com
PS: Święta niedługo, czujecie to? ;D

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 12

Przegraliśmy półfinał, będzie mecz o trzecie miejsce. Dla mnie natomiast zaczynał się 3 miesiąc. Zaczęłam już wyglądać jak mini wersja kangurzycy, aż bałam się pomyśleć, co będzie dalej. Na domiar złego Aleks zmusił mnie, bym założyła jego klubową koszulkę na mecz. Mogiła...
- Zobacz, jak ja będę w tym wyglądać, pomyśl trochę. Strasznie grubo. Nie mogę założyć szalika Skry? - zapytałam z kwaśną miną.
- Nie możesz. I nie przesadzaj, wręcz rozkwitasz - uśmiechnął się.
- Nie słódź, nie słódź, bo wiesz, że to nie prawda - wytknęłam język.
- Też Cię kocham - cmoknął mnie w usta - No już, ubierz ją.
- No dooobra - w końcu się zgodziłam.

Mecz był naprawdę na wysokim poziomie, ale na szczęście wygraliśmy. Uśmiech z mojej twarzy nie schodził, widząc ich szczęście. To też po części był mój sukces - dzięki naszej pracy zajęcia adaptacyjne wypaliły.
- Gratuluję! - przytuliłam do siebie mojego brata.
- Dzięki - uśmiechnął się.
- Też miałeś w tym spory udział, nie przejmuj się - poklepałam go po plecach.
- Kocham cię, siostra - powiedział - Widzę, że maluch rośnie jak na drożdżach - wyszczerzył się.
- No nie, jeszcze ty, że gruba jestem. Zabiję Alka, jak Boga kocham - zaśmiałam się.
- I tak jesteś piękna - pstryknął mnie w nos.
- Atanasijević, podejdź no tu - zawołałam go.
- Co takiego? - uśmiechnął się diabelsko.
- Przez to, że założyłam tę koszulkę, mój brat dostrzega, jaka jestem gruba - prychnęłam śmiechem.
- No ale z ciążą ci do twarzy, kochanie - wymruczał do ucha.
- Ale i tak następną razem zakładam szalik i luźną tunikę, bo później już będę bardzo grubą kangurzycą - uśmiechnęłam się.
Zawołano ich na podium. Serce chciało mi wyjść z piersi z radości. Gdy otrzymali medale, podbiegłam do nich. Widziałam, że są bardzo szczęśliwi, choć wszyscy liczyli na wygraną. A impreza w hotelu trwała do rana.

Lot do Warszawy obył się w przyjemnej atmosferze, przejazd autokarem do Bełchatowa również. Wtedy przypomniałam sobie, że jestem umówiona na USG i możliwe, że da się ustalić płeć dziecka. Aleks oczywiście powiedział, że koniecznie musi iść ze mną.
Zanim weszliśmy do gabinetu, sporo czasu minęło. Ja, nie wiedząc czemu, strasznie się bałam. Nie wiedziałam co będzie. Z duszą na ramieniu, łapiąc Aleksa za rękę weszłam do gabinetu. Położyłam się na kozetkę. Lekarz posmarował mój brzuch zimną mazią i przystąpił do wykonywania badania. Po chwili zobaczyłam lekki uśmiech na twarzy lekarza.
- Chłopczyk. Krzepki i zdrowy chłopiec - oznajmił.
W oczach Aleksa pojawiły się łzy.
- I czego płaczesz? - zapytałam z uśmiechem. Po chwili jednak dołączyłam do niego.
- Kocham cię Oliwko, tak bardzo cię kocham. Dziękuję ci za to, że podarujesz mi taki skarb - mówił przez łzy Aleks.
- Ja też cię kocham. Ale on będzie także dzięki tobie - odrzekłam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
Wyszliśmy od doktora, podziękowaliśmy i poszliśmy na długi spacer.

Tymczasem Karol siedział w domu. Kiedy zadzwoniłam do niego informując, że będzie miał siostrzeńca. Powiedział, że wychowa go na swojego następcę. Ale nie tylko dlatego był tak szczęśliwy. Za chwilę miała przyjść do niego Klaudia. Zaprosił ją na kolację. Chciał jej powiedzieć, co do niej czuje. Usłyszał dzwonek do drzwi.
- Hej - powitał ją - Wejdź.
- Witaj - uśmiechnęła się.
Usiedli przy stole, gdzie Karol przygotował kolację. Tak, mój brat umie gotować. Jedli i patrzyli sobie w oczy. Jego zielone oczy zbiegały się z jej błękitem we wzroku.
- Smakowało Ci? - zapytał.
- Przepyszne - powiedziała.
- Muszę Ci coś powiedzieć. Wiesz, zawsze byłaś dla mnie wyjątkowa. I jesteś. Kiedy wyjechałaś, byłem przybity. Te cholerne Kielce nas rozdzieliły. Byłem z Patrycją, jednak nigdy o tobie nie zapomniałem. I chciałbym ci powiedzieć te dwa, a właściwie trzy słowa. Kocham Cię, Klaudia. Nie chcę by cokolwiek nas już rozdzieliło - wyznał. Dał jej prezent - przepiękny naszyjnik.
- Ja... ja też cię kocham - powiedziała nieśmiało i spuściła głowę. On uniósł jej podbródek do góry i spojrzał po raz kolejny w jej oczy, które tak uwielbiał. Ona, jakby nabierając odwagi, zaczęła go namiętnie całować.
- Tęskniłam za twoimi ustami. Pamiętasz? - puściła znacząco oczko.
- Jak bym mógł nie pamiętać. To z tobą przeżyłem swój pierwszy pocałunek, do tego zupełnie przypadkowo. Ale cieszę się z tego przypadku - przytulił ją do siebie.
Nagle zadzwonił  telefon. Był to lekarz prowadzący ciążę Patrycji.
- Słucham - powiedział.
- Panie Kłos, powiem od razu, z jednym z bliźniaków jest niedobrze. Wystąpiły komplikacje. Jak pan może, niech pan szybko przyjedzie. Wszystko panu wyjaśnię - odrzekł.
Karol pożegnał się i opadł blady na kanapę.
- Co się stało? - zapytała Klaudia.
- Z jednym z bliźniaków jest kiepsko, wystąpiły komplikacje. Proszę Cię, pojedziesz ze mną? Potrzebuję cię    - powiedział spanikowany z drżącymi ustami.
- Oczywiście, że pojadę. Nie panikuj, wszystko będzie dobrze - przytuliła go.
______________________________________________________________________________
Zeszły tydzień psychicznie odczułam, drugi z konkursem i dużym sprawdzianem w tle. Ale dobra, pocieszam się, że Mikołajki, urodziny mojej siostry i święta - to wszystko w grudniu.
Przepraszam, że skomplikowałam sytuację Karolowi. A miało być tak pięknie... Ale trochę tych zwrotów akcji jeszcze będzie.